Oczekiwać niemożliwego… czyli o polityce naukowej

Konkursy akademickie nie przestają zadziwiać.

Ostatnio Uniwersytet Technologiczno-Przyrodniczy im. Jana i Jędrzeja Śniadeckich w Bydgoszczy ogłosił konkurs na stanowisko adiunkta w grupie pracowników dydaktycznych[1]. Wymiar czasu pracy, to 1⁄2 etatu.

Wśród dokumentów, które mają złożyć kandydaci znajduje się między innymi oświadczenie, że Uniwersytet Technologiczno – Przyrodniczy im. J. J. Śniadeckich w Bydgoszczy będzie podstawowym miejscem zatrudnienia kandydata.

Jest to o tyle trudne, że obecna ustawa, podobnie zresztą jak poprzednia, wyraźnie definiuje, czym jest podstawowe miejsce pracy.

„Art. 120. 1. W umowie o pracę z nauczycielem akademickim wskazuje się, czy uczelnia jest podstawowym miejscem pracy.

2.Warunkiem wskazania uczelni jako podstawowego miejsca pracy jest zatrudnienie w niej w pełnym wymiarze czasu pracy. Nauczyciel akademicki może mieć jednocześnie tylko jedno podstawowe miejsce pracy.”

Jak więc można oczekiwać od kandydata, że zadeklaruje rzecz niemożliwą do spełnienia? Przecież ma zostać zatrudniony tylko na część etatu.

 

Wymóg podstawowego miejsca zatrudnienia był pilnie strzeżony w rygorach poprzedniej ustawy ze względu na wędrujące za takimi pracownikami z MNiSW pieniądze. Sama znam przypadki raportowania w systemie POLON pracowników zatrudnionych tylko na ułamek etatu jako „podstawowych”. Nie chcę dociekać, czy było to celowe wyłudzenie środków. Konieczna byłaby wewnętrzna kontrola. W każdym razie przywiązanie do tzw. „pierwszoetatowych” miało jakiś sens. Od października 2019r, jak informuje samo Ministerstwo nie funkcjonuje już w algorytmie finansowania uczelni pojęcie podstawowego miejsca pracy. „Dzięki temu możliwe będzie faktyczne uwzględnienie zatrudnionej kadry i ponoszonych przez uczelnię kosztów związanych z jej zatrudnieniem. To również dobra wiadomość dla matek. Kobiety po powrocie z urlopu macierzyńskiego, zatrudnione w niepełnym wymiarze godzin, dotychczas były wliczane do liczby zatrudnionych jedynie w połowie swojego faktycznego etatu. Teraz algorytm będzie uwzględniał rzeczywisty czas ich pracy, a stabilność zatrudnienia matek wzrośnie.[2]” Można więc podsumować, że w obecnym sposobie finansowania, ani  wymiar etatu, ani pierwszoetatowość nie ma znaczenia.

 

Jeśli należało by jakiś deklaracji oczekiwać od kandydatów, to raczej deklaracji zaliczenia do liczby N, bo w składniku badawczym właśnie liczba takich pracowników ma znaczenie. W analizowanym ogłoszeniu wzmianki o liczbie N nie ma, bo i konkurs dotyczy zatrudnienia na stanowisku dydaktycznym.

 

To tylko przykład. Nie chodzi o przyłapywanie uczelni na nieścisłościach. To tylko jeden z wielu przypadków pokazujących, że na polskich uczelniach, szczególnie tych mniejszych, nie istnieje coś takiego, jak spójna i przemyślana polityka naukowa. I tak, w konkursach bezmyślnie przepisuje się te wymagania, które nie mają już racji bytu… Byłoby świetnie, gdyby to był jedyny przykład braków w dobrym zarządzaniu potencjałem naukowym.

 

 

[1] http://www.bazaogloszen.nauka.gov.pl/g2/oryginal/2020_04/044f8ff66e8b66879ff5a9e66299339e.pdf

[2] https://konstytucjadlanauki.gov.pl/pieniadze-dla-uczelni-od-czego-zalezy-subwencja-rozporzadzenie

 

Autor: Karolina Kochańczyk-Bonińska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *