Habilitacja – wersja dla ubogich

Nazywam się Marta Przyszychowska. Historię swojej habilitacji opisywałam na swoim blogu http://przyszychowska.blox.pl, niestety cały blox.pl zostanie wkrótce zamknięty. Z różnych źródeł dochodziły do mnie głosy, że moja opowieść przydała się niektórym osobom, zwłaszcza że podobno jako jedna z niewielu ośmieliłam się od początku pisać pod własnym imieniem i nazwiskiem. Ma to swoje plusy i minusy. Plusy (dla czytelników) są takie, że chociaż czytacie moją wersję tej historii, na wszystko, co tu napisałam, mam papiery (odmowy finansowania, interwencja Rzecznika Praw Obywatelskich). Minus jest taki, że nie napisałam tu o rzeczach, na które papierów nie mam (wyjątkiem jest wątek Kolegi X). Np. wiem od naocznego świadka, że w trakcie mojej procedury niektóre dokumenty zostały sfałszowane. Ale w mojej opowieści ten wątek się nie pojawia. Powód jest prosty: nie mam na to papierów. Nie zgłosiłam sprawy na policję, ponieważ znajoma prawniczka mi odradziła. Można było zająć dyski twarde lub chociaż maile fałszerzy. Rzeczona prawniczka stwierdziła jednak, że w sprawach o grube miliony ciężko jej dostać nakaz zabezpieczenia dowodów, a co dopiero w kwestii jakichś przepychanek na uczelni. Z kolei dla świadka, który mi o tym powiedział, zeznawanie w sprawie oznaczałoby koniec kariery. Piszę o tym, bo zgłosiło się do mnie kilka osób, którym uwalono habilitację i które chciały za wszelką cenę dowodzić swoich racji w sądzie. Uważam, że jest to bardzo trudne, jeśli nie niemożliwe. U mnie procedura zakończyła się na etapie Centralnej Komisji, ale gdybym ostatecznie nie dostała habilitacji, byłam zdecydowana nie wchodzić na drogę sądową. Wolałam wyjechać do Hiszpanii i żyć długo i szczęśliwie J

 

A oto moja opowieść.

 

Jestem patrologiem. Nie, patrologia to nie specjalizacja medycyny. Pater – ojciec. Patrologia – nauka o ojcach Kościoła. Skończyłam trzy kierunki studiów: historię literatury wczesnochrześcijańskiej, teologię i filologię klasyczną. Doktorat mam z teologii, ale na uczelni uczyłam tylko i wyłącznie łaciny w Instytucie Historii UKSW. Poza tym tłumaczę z greki (głównie Grzegorza z Nyssy).

 

Byłam adiunktem od 2005 roku. Zgodnie z odchodzącą w niebyt ustawą miałam obowiązek zrobienia habilitacji, żeby móc dalej pracować na uczelni.

Maj 2013

Książka habilitacyjna w druku. Idę do dziekanatu dowiedzieć się, jakie dokumenty trzeba złożyć do otwarcia przewodu. Takie i owakie. I jeszcze oświadczenie o gotowości do poniesienia kosztów. Ale że co???? Od stycznia 2013 uczelnia nie płaci za habilitacje, ludzie płacą sobie sami. Wracam do domu. Telefony: w PIPie nikt nie odbiera, w Ministerstwie pan uprzejmie mówi, że to zgodne z prawem. W 2011 weszło w życie zarządzenie ministra, które dopuszcza płacenie za awanse naukowe przez delikwentów lub ich pracodawców. Moja uczelnia interpretuje to tak, że płacić mają habilitanci.

 

Podanie do rektora. Właściwie nigdy się nie zastanawiałam, gdzie będę robić habilitację, no ale może jak zrobię na własnym wydziale, to zapłacą. Nie. UKSW nie dysponuje środkami. Ale prorektor zapewnia, że promocja kadry naukowej jest najwyższym priorytetem władz rektorskich. Proponuje, by sprawę rozpatrzyć we wrześniu 2013, może będzie kasa.

 

Historia w tle. Kolega X. z Innej Uczelni robi habilitację. Władze obiecują, że mu zapłacą. Szczęściarz.

 

Wszystko cacy, ale we wrześniu to już nowa procedura, ostatnia szansa, by wskoczyć w starą to czerwiec. Poza tym nikt nie wie, do kiedy mam termin na zrobienie hab. Kiedyś to było 9 lat (minęłoby mi we wrześniu 2014), ale weszła nowa ustawa, według której czas na zrobienie hab. to 8 lat. Dzwonię do ministerstwa. Ministerstwo interpretuje to tak, że ci, którzy byli adiunktami w momencie wejścia ustawy mają dodatkowo 8 lat. Ale UKSW ma swoje zdanie: z 9 lat robi się 8 dla wszystkich. Informacji oficjalnej brak, ale pani w kadrach mówi, że tak. Czyli najpóźniej we wrześniu 2013 muszę otworzyć przewód.

 

Czerwiec 2013

Kalkulujemy z mężem. Grzebię w necie. Wychodzi, że habilitowanych z klasycznej jest w Polsce jak na lekarstwo i taka inwestycja powinna się opłacać. 8 tysi. Dzwonię na KUL, tam patrologia oficjalnie jest w obszarze badań filologii. Są na tak. Muszę tylko przywieźć dorobek i dokumenty, w tym notarialnie (sic!) poświadczone oświadczenie o gotowości do pokrycia kosztów. Jadę. Chyba będzie dobrze. Euforia.

 

Komisja wyznaczona przez radę wydziału orzekła, że mój dorobek jest z teologii nie z filologii klasycznej. Bezprawnie. Na stronie Centralnej Komisji jest nawet osobny komunikat w tej sprawie. Komisja może tylko i wyłącznie orzec, czy habilitant ma wydaną książkę i odpowiednią ilość makulatury. Iść do sądu? Olewam, przecież we wrześniu UKSW zapłaci za jakąś inną hab. Chyba.

 

Październik 2013

Koniec okresu przejściowego, teraz jest tylko nowa procedura. Lepsza czy gorsza, trudno powiedzieć. Na pewno droższa. 13 tysięcy.

 

Czekam na papier o wywaleniu z roboty (minęło 8 lat). Nie przychodzi. Idę do kadr. Jednak mam 9 lat. Fajnie.

 

Drugie podanie do rektora. Nie poszło we wrześniu, bo kombinowaliśmy z dyrektorem instytutu, z czego mam robić, żeby UKSW zapłaciło. Wyszło nam, że z klasycznej zapłaci, bo klasyczna na UKSW nie ma prawa do doktoryzowania i każdy samodzielny jest na wagę złota. Nawet jeśli zostanę na historii, tam mogę się wliczać do minimum kadrowego.

 

Pokątne konsultacje wskazują, że z moją książką może być problem. No tak, jest na źródłach i w ogóle, ale taka teologiczna się wydaje…. Jednak jest furtka: w Toruniu jeden gość zrobił habilitację na przekładach (nazwał je fachowo polską edycją dzieł 🙂 ). Mogę swój stos przekładów Grzegorza potraktować jako jedno osiągnięcie, a książkę wrzucić do dorobku. Czyli jest plan. W podaniu do rektora Toruń.

 

Styczeń 2014

Podwyżka cen habilitacji. Ciekawe, że na każdej uczelni cena jest inna, choć niby regulowana ustawowo. Na teologii UKSW dla przykładu 24 tysiące.

 

Kolega X zrobił habilitację. Szczęściarz.

 

Odpowiedzi na podanie brak. Będąc na uczelni zachodzę tam i sam i pytam. Podanie jest u prorektora ds. finansowych. Pytam, kiedy będzie odpowiedź. Jak będzie to będzie, słyszę. Parę dni później telefon: mam przyjechać osobiście, nie powiedzą mi przez telefon tak czy nie. Jadę. Odmowa. Z uwagi na negatywną opinię prorektora ds. naukowych. W pierwszym odruchu chcę się domagać pokazania tej opinii. Potem myślę: może napisał, że jestem ruda, brzydka i mam dorobek do dupy. Idę do domu. To koniec.

 

Wiele miesięcy później dowiem się przypadkiem, że ta opinia brzmiała następująco: Nie popieram, chyba że dr Przyszychowska przejdzie na filologię klasyczną, gdzie jej kompetencje będą najlepiej wykorzystane. Negatywna, fakt.

 

Luty 2014

Dzwoni Kolega X.: chodź ze mną do Centralnej Komisji, jest tam pani, która się zna i jest miła. Co ci szkodzi. Idziemy.

 

Pani jest miła. Nie wiem, czy się zna. Mówi, że prawo stoi po stronie habilitanta. Że ustawa wyraźnie mówi, że za przewód płaci jednostka przeprowadzająca. Owszem, jest opcja, że zapłaci ktoś inny, ale … jeśli chce (?????). W praktyce trzeba zrobić tak: składam wniosek wskazując jakąś radę wydziału. Rada odrzuca bez podania przyczyny. CK wskazuje drugą radę, która nie może odrzucić wniosku, musi otworzyć przewód i zapłacić. Jakiś kosmos. Mam nadzieję, że pani się zna, zresztą nie mam nic do stracenia.

 

Dobra, szybki plan. Klasyczna odpada, poza Toruniem nigdzie nie uznają tłumaczeń za dorobek naukowy. Zostaje teologia. Wskazuję KUL.

 

Marzec 2014

Dzwoni kolega z KULu. Jutro otwierają przewód. Lubię KUL, lubię tamtejszych patrologów (no, poza tymi z filologii klasycznej, z wiadomych względów…). Pytam, czy wiedzą, że ustawa zobowiązuje do zapłacenia jednostkę przeprowadzającą. Pytam, czy chcą zapłacić. Mówię, że mogą odrzucić bez podania przyczyny. U nich szok. Zaczynam się zastanawiać, czy pani z CK się zna, skoro na KULu nikt nic nie wie…

 

Maj 2014

KUL odrzuca mój wniosek. Już wiem, że do końca września nie wyrobię się z procedurą. Decyduję się czekać, co zrobi UKSW. Wywali – nie wywali? Przecież mam umowę o pracę na czas nieokreślony. Mogliby mnie zdegradować na starszego wykładowcę, ale do tego potrzebny jest konkurs. Opowiadam swoją historię znajomej prawniczce, dajmy jej na imię Zosia. Zosia mówi, że nie mogę czekać bezczynnie. Muszę napisać podanie do rektora o przedłużenie zatrudnienia na stanowisku adiunkta ze względu na urlop macierzyński. Bo to, że nie zdążyłam z habilitacją nie ze swojej winy, nikogo nie obchodzi.

 

Niosę podanie o przedłużenie zatrudnienia do dziekana. No wie pani, po co nam pani habilitacja z teologii, łaciny to może magister uczyć…. A o tym manewrze z drugą radą wydziału, to wiem, że tak jest. Dziekanów on potwornie wkurza. Dobra, wygląda na to, że pani z CK się zna. Może mój własny dziekan mógł mi to dawno temu podpowiedzieć?

 

Postanawiam zrobić doktorat z klasycznej. Chcę wyjechać do Hiszpanii.

 

Czerwiec 2014

CK wyznacza do przeprowadzenia mojego przewodu … UKSW. Euforia, satysfakcja, radocha! I pewność, że teraz to już górki. I rzeczywiście, szybkie głosowanie i otwarcie przewodu mam za sobą. Wreszcie!

 

Dzwoni Kolega X. Dostał do domu fakturę za habilitację. Nigdy nie doszło do podpisania żadnej umowy, a nagle jego rektor stwierdził, że nie zapłaci. Kolega mówi: a jakbym dostał fakturę za lot na księżyc, to co, miałbym zapłacić? Boże, nie wiem, może powinieneś…. Panika.

 

Dzwonię do rektoratu z pytaniem, co z moim podaniem o przedłużenie zatrudnienia. Rektor konsultuje z prawnikami. OK.

 

Sierpień 2014

Brak odpowiedzi od rektora w sprawie przedłużenia zatrudnienia. Mój dziekan mówi, że niezrobienie habilitacji to „przyczyna zrywająca” i nie trzeba dawać wypowiedzenia z 3-miesięcznym wyprzedzeniem.

 

Kolega X poszedł do swojego dziekana, który poszedł do ich rektora i w męskich słowach wytłumaczył mu, co mu wytłumaczył. Rektor zapłacił. Szczęściarz z tego X.

 

Wezwanie z kadr. Idę, co mam zrobić? Najwyżej nie podpiszę. A tu niespodzianka: podwyżka. Ale jak to, nie jestem zwolniona??? Rektor już dawno przedłużył Pani zatrudnienie na stanowisku adiunkta do końca lutego 2015. Szkoda, naprawdę szkoda, że nikt mnie wcześniej nie poinformował.

 

Wrzesień 2014

2 września. CK powołuje komisję. Dostaję papier ze składem. To się naprawdę dzieje!

 

Rzym. Kongres na temat Grzegorza z Nyssy. 70 osób z całego świata, a ja za dwa dni mam referat o swojej rewolucyjnej teorii. Sram po gaciach, referat poprawiony przez specjalistę (bo po angielsku) czytam sobie wieczorami na głos. Telefon z Polski. Dziekanat teologii. Dwie sprawy: proszę donieść 7 kopii dorobku (wszystkich książek i artykułów??? tak) i druga, dziekan nie zapłaci za pani habilitację. Przez telefon wyjaśniam pani zawiłości prawa. Potem dzwonię do CK zapytać, czy mają prawo domagać się 7 kopii dorobku. W najtańszym ksero ponad 700 zeta. No pewnie, że mają. Za przewód płaci jednostka, wiadomo…

 

Referat poszedł mi super. Nie było czasu na dyskusję, ale potem kilka osób (w tym Wielkie Nazwisko) mi pogratulowało i powiedziało, że moja teoria jest genialna. Łoł!

 

Powrót na ziemię. Zachodzę do dziekanatu. Dziekan chce się z Panią spotkać. Oczywiście, kiedy może? Dziś nie, jutro nie, w poniedziałek, wtorek nie. Acha, proszę tu jest moja komórka, proszę mnie poinformować o terminie. Chyba pani zajarzyła, że to dziekan chciał mnie widzieć, nie ja jego, bo numer przyjmuje i mówi, że zadzwoni. Na wszelki wypadek piszę maila do dziekana, wyjaśniam swoją sytuację, żałuję, ale takie są przepisy….

 

Zero odpowiedzi.

 

Tydzień później. Mail od pani z dziekanatu. Rozmowa z dziekanem za tydzień. Odpisuję, że dziękuję i będę.

 

Październik 2014

Zakładam szpilki. Idę na inaugurację roku na UW. Będę odbierać index doktoranta z rąk rektora jako najlepsza doktorantka na wydziale (w rekrutacji byłam najlepsza na 85 osób). Ministra czy rektor, już nie pamiętam, mówi, że interdyscyplinarność to priorytet. Chce mi się płakać, ale jak wyjdę na środek z rozmazanym makijażem???

 

Puk, puk, listonosz. List polecony z potwierdzeniem odbioru. Dziekan wzywa Panią na rozmowę wtedy i wtedy. Acha, czyli to nie będzie zwykła towarzyska rozmowa…. Proszę koleżankę, żeby ze mną poszła, boję się zastraszania. Ona radzi mi wziąć szefową Solidarności. Na wszelki. Dzwonię, zgadza się. Ufff.

8 października. Spotkanie z dziekanem. I szefem radców prawnych UKSW. Radca bardzo uprzejmy. Wyjaśnia mi, że to, co twierdzi pani z CK, to tylko jedna z interpretacji. UKSW uważa, że jednostka przeprowadzająca może, ale nie musi płacić. Ręce mi się trzęsą. Proszę o stanowisko uczelni na piśmie i zapowiadam, że pójdę z tym do sądu. Rozstajemy się w miłej atmosferze.

 

Wieczorem, za namową koleżanek, piszę do prof. Lipowicz – jest profesorem prawa na UKSW i rzecznikiem praw obywatelskich. Wiem, że czeka mnie rozprawa sądowa, ale liczę jeszcze, że pani Lipowicz wytłumaczy władzom UKSW, co mówi ustawa. Sąd fajna rzecz, ale ja mam na habilitację jeszcze tylko niecałe 5 miesięcy…

 

Listopad 2014

Mail z biura prawnego rzecznika praw obywatelskich. Rzecznik rozważa interwencję w Pani sprawie w związku z odmową sfinansowania habilitacji. Czy zgadza się Pani ujawnić treść swojej skargi władzom UKSW? No, jasne!!!!

 

Grudzień 2014

Oficjalnie nic nie wiem. Dziekan (w październiku) się zarzekał, że nie wyśle członkom komisji informacji o tym, że są członkami, dopóki nie wyjaśni się sprawa finansowania. Wysłał – nie wysłał? Cholera wie.

 

30 grudnia 2014

Pismo z biura rzecznika praw obywatelskich. Dziekan wyjaśnił, że w dniu 13 listopada podjęto decyzję o sfinansowaniu mojej hab. ze środków prorektora ds. finansowych (tego samego, który odmówił mi sfinansowania ze względu na negatywną opinię…).

 

Styczeń 2014

List. A w liście pismo od Dziekana do Rzecznika. Dziekan z bólem przyjął informację o mojej skardze. Nie poczekałam w ogóle na żadną decyzję. A uczelnia robi wszystko, by mi pomóc…

 

Dziekan przeczytał mojego maila do pani Lipowicz na radzie wydziału. Z odpowiednim komentarzem.

 

Dzwoni kolega X. Jutro jest zebranie twojej komisji habilitacyjnej. Jest problem. Tak, masz trzy pozytywne recenzje. Ale wczoraj Ktoś Życzliwy przesłał członkom komisji twój tekst z bloga. Że jesteś za związkami cywilnymi pedałów i jeszcze domagasz się dla nich prawa do adopcji. No wiesz, gender!

 

Nie wiem, jak głosowała komisja, chociaż robiła to (podobno) w trybie jawnym. Może coś przyślą.

 

23 lutego, na 5 dni przed terminem wyznaczonym mi przez rektora, odbędzie się rada wydziału, od której zależy, czy będę hab, czy nie.

 

Szykuję wniosek na trzyletni grant w Hiszpanii. Na filologii klasycznej.

 

Po 23 lutego 2015

Trzech profesorów z Rady Wydziału Teologicznego napisało do mnie maile z wyrazami solidarności i żalu, że moja habilitacja nie przeszła. Z dziekanatu nie dostałam żadnej informacji. Sama wystąpiłam do dziekana o przekazanie protokołu z obrad komisji habilitacyjnej i recenzji.

 

31 marca 2015

Mimo moich oficjalnych podań dziekan nie dostarczył mi protokołu komisji, uchwały Rady Wydziału z uzasadnieniem ani protokołu z posiedzenia Rady Wydziału. Po kolejnej mojej prośbie zgodził się, żebym uchwałę i protokół z Rady Wydziału odebrała osobiście. Jednak nie dostałam kserokopii dokumentów, zrobiłam sobie zdjęcia komórką. Dziekan odmówił mi wydania protokołu z posiedzenia komisji hab.

 

1 kwietnia 2015

Składam odwołanie.

 

25 maja 2016

Dostałam decyzję CK w sprawie mojego odwołania.

W dniu 25 stycznia 2016 Centralna Komisja uchyliła uchwałę Rady Wydziału Teologicznego odmawiającą nadania mi stopnia dr. hab. i przekazała postępowanie tej samej radzie do kontynuowania.

Z Uzasadnienia (numeracja i podkreślenia pochodzą ode mnie):

  1. Rada Wydziału Teologicznego nie podjęła uchwaływ wymaganym terminie, a poddano pod głosowanie wadliwą w swej treści uchwałę.

Jeżeli w przypadku pozytywnej opinii komisji habilitacyjnej wniosek o nadanie stopnia doktora habilitowanego nie uzyska w głosowaniu rady bezwzględnej większości głosów, nie oznacza to automatycznie odmowy nadania stopnia.

  1. Zdumiewająca jest przyjęta przez Radę Wydziału interpretacja, przedstawiona w opinii odnośnie odwołania dr Marty PRZYSZYCHOWSKIEJ, że przepisy prawa nie nakładają na jednostkę obowiązku powiadomienia o podjętej uchwale osoby ubiegającej się o stopień doktora habilitowanego. Art. 21 ust. 1 ww. ustawy stanowi wprost, że „Osoba ubiegająca się o nadanie stopnia doktora lub doktora habilitowanego może wnieść od uchwał, o których mowa w art. 14 ust. 2 i art. 18a ust 11, jeżeli są one odmowne, odwołanie do Centralnej Komisji za pośrednictwem właściwej rady w terminie miesiąca od dnia doręczenia uchwały wraz z uzasadnieniem – wskazanie, na żądanie strony, że przedmiotowa uchwała może być osobiście odebrana w dziekanacie wydziału nie stanowi spełnienia wymogu omawianego przepisu ustawowego.
  2. Naruszeniem zasad proceduralnychjest także brak udostępnienia stronie prawa wglądu w akta swojej sprawy, tzn. m.in. recenzji, protokołów i innych żądanych dokumentów, o czym jednoznacznie jest mowa w art. 73 Kodeksu postępowania administracyjnego w związku z art. 29 ust. 1 ustawy z dnia 14 marca 2003 r. o stopniach naukowych i tytule naukowym oraz o stopniach i tytule w zakresie sztuki.
  3. Ponadto w dokumentacji postępowania habilitacyjnego dr Marty PRZYSZYCHOWSKIEJ brak jest jakiegokolwiek dokumentu, który potwierdzałby pouczenie Habilitantki przez kierownika jednostki organizacyjnej, o przysługującym Jej prawie złożenia odwołania.
  4. W uzasadnieniu uchwały nr 107 – 2014/2015 Rady Wydziału znajduje się rozmijające się z prawdą stwierdzenieo fatalnym wydźwięku dla oceny osiągnięć naukowych dr Marty PRZYSZYCHOWSKIEJ, jakoby „tylko jeden z recenzentów stwierdził, iż dorobek kandydatki spełnia kryteria stawiane osobom ubiegającym się o stopień doktora habilitowanego” – ks. dr hab. Tomasz Stępień.

Z analizy dwóch pozostałych recenzji wynika, że ich Autorzy również uznają spełnienie tych kryteriów przez Habilitantkę:

– ks. dr hab. Robert Woźniak – „podsumowując stwierdzam, że przedstawiony dorobek naukowy, choć dość mały, to jednak merytorycznie wystarczający, by poprzeć wniosek habilitantki o nadanie stopnia doktora habilitowanego. [………] Tym samym zwracam się do Rady Wydziału Teologicznego UKSW o nadanie jej stopnia naukowego doktora habilitowanego”;

– ks. prof. Bogdan Częsz – „ oceniam rozprawę i dorobek pozytywnie, uważając, że spełnia wymogi ustawy o stopniach naukowych i tytule naukowym”.

Należy w tym miejscu zważyć, iż rada jednostki prowadzącej dane postępowanie habilitacyjne nie jest bezwzględnie związana stanowiskiem komisji habilitacyjnej, to jednak jej uchwala nie może mieć charakteru arbitralnego i pozostawać bez związku z ustaleniami komisji habilitacyjnej, pełniącej w tej procedurze rolę organu eksperckiego.

W kwestii wniosku o przeniesienie postępowania habilitacyjnego do innej jednostki organizacyjnej, Centralna Komisja nie znalazła wystarczających przesłanek do jego uwzględnienia.

Wobec rozbieżności dotychczasowej uchwały Rady Wydziału z uchwałą komisji habilitacyjnej, w ocenie Centralnej Komisji Rada Wydziału mogłaby rozważyć zasadność zaproszenia na posiedzenie Rady członków komisji habilitacyjnej.

 

6 czerwca 2016

Rada Wydziału Teologicznego UKSW podejmuje (tym razem) uchwałę w sprawie odmowy nadania mi stopnia doktora habilitowanego.

 

13 lipca 2016

Tym razem dostaję uchwałę w terminie listem poleconym.

Składam drugie odwołanie.

 

26 lutego 2018

Centralna Komisja uchyla uchwałę UKSW i przekazuje postępowanie do ponownego rozpatrzenia Uniwersytetowi w Opolu.

Gdy w lipcu 2016 roku po raz drugi składałam odwołanie od uchwały Wydziału Teologicznego UKSW, która odmówiła mi nadania habilitacji, najżyczliwsza mi osoba – pani z biura informacyjnego CK – serdecznie mi to odradzała. Mówiła, że jeśli moje odwołanie zostanie odrzucone, czeka mnie iluś-tam-letni okres karencji, a była pewna, że odwołanie zostanie odrzucone. Rzeczywiście, w opinii Recenzenta Przewodu, sporządzonej przy okazji mojego pierwszego odwołania stało czarno na białym, że Rada Wydziału jest ciałem autonomicznym i może podjąć decyzję niezależną od trzech (pozytywnych) recenzji oraz (pozytywnego) głosowania Komisji Habilitacyjnej. Takie są przepisy. Moje pierwsze odwołanie zostało uznane tylko dlatego, że Rada Wydziału UKSW dopuściła się rażących błędów formalnych, tak rażących, że wręcz nie podjęła uchwały. Tym razem uchwałę podjęła. W swoim odwołaniu skupiłam się zatem na innych błędach formalnych, których (na moje szczęście) i tym razem UKSW nie uniknęło. Tylko w podsumowaniu odwołania napomknęłam o konflikcie w sprawie finansowania (potwierdzonym interwencją Rzecznika Praw Obywatelskich), który spowodował negatywne nastawienie Rady Wydziału i w efekcie odmowę nadania habilitacji, nieopartą (wg mnie) na przesłankach merytorycznych.

Gdy składałam swoje drugie odwołanie nie pracowałam już na uczelni i habilitacja do niczego nie była mi potrzebna. Stwierdziłam więc, że okres karencji jest mi obojętny, a gdybym miała składać nowy wniosek o habilitację, znowu nie miałabym źródła finansowania. A zatem złożyłam odwołanie i zajęłam się swoim życiem. Trochę to trwało. Rozpatrzenie mojego odwołania zajęło Centralnej Komisji ponad półtora roku, jednak – jak wynika z decyzji – w tym czasie został powołany kolejny Recenzent Przewodu. Centralna Komisja uchyliła uchwałę UKSW i skierowała moją procedurę na Uniwersytet Opolski. Ale najbardziej zaskakujące było uzasadnienie:

„W niniejszej sprawie istotną okolicznością – niezależnie od pozostałej treści zarzutów Skarżącej – jest wątpliwość co do bezstronności niektórych członków Rady Wydziału. Trafnie wskazuje Habilitantka, co potwierdziła opinia recenzenta powołanego przez Centralną Komisję, że ocena jej pracy mogła być wynikiem uprzedzeń wobec niej i nadmiernych emocji, które uniemożliwiły nie tylko właściwe procedowanie, ale i rozsądną relację oraz zachowania”.

 

Re-habilitacja

27 czerwca 2018 Wydział Teologiczny Uniwersytetu Opolskiego nadał mi habilitację stosunkiem głosów: 20 głosujących, 17 za, 3 osoby się wstrzymały.