Konkursy (piękności) dla naukowców cd.

O tym, że konkurencja w konkursach NCN jest tak duża, iż w konsekwencji o tym, czy któryś z dobrych wniosków otrzyma dofinansowanie decydują punkty „losowe” czyli takie przyznawane za modne tematy, przez łagodniejszych recenzentów, w mniej obleganych panelach, pisałam już wcześniej. Propozycja losowania wniosków tylko po wstępnej ich ocenie i z uwzględnieniem pewnych tylko zastrzeżeń zaproponowanych przez prof. A. Jajszczyka uważam za pomysł uprawomocniający stan faktyczny, tylko taniej i uczciwiej. Szkoda, że to rozwiązanie nie jest dyskutowane na poważnie, skoro i tak większość naukowców ma poczucie, że ich udział w konkursach grantowych ma w sobie coś z loterii lub subiektywnego w swych założeniach konkursu piękności.

 

Dlaczego tak się czujemy? Nie tylko dlatego, że konkurencja jest ostra, skoro środków jest za mało, a wniosków za dużo. Przede wszystkim dlatego, że ocena ekspertów i recenzentów często bywa dalece niesatysfakcjonująca…. Budzi wątpliwości jej rzetelność, a nawet uczciwość.

 

Jak to możliwe?

– od recenzji nie można się odwołać – nawet jeśli są głupie, zawierają oczywiste błędy, pomijają istotne dane – to pierwszy drażliwy punt procedury. Tylko uchybienia administracyjne mogą być powodem do złożenia odwołania od decyzji NCN;

– recenzje są anonimowe, a w sytuacji, w której od oceny merytorycznej nie można się odwołać, z recenzentami nie tylko nie można wejść w dialog – jeden z kluczowych elementów rozwoju nauki, ale też nie ponoszą oni żadnej odpowiedzialności za swoje działania.

Recenzent może więc odrzucić wniosek powołując się na szybko wyszukaną w google informację, że podobny projekt jest już realizowany w innym kraju. Zaprzestaje więc oceny wniosku i wrzuca go do kosza, choć z informacji na stronie projektu wynika, że od kilku lat nic się w nim nie dzieje, a sam autor wniosku do NCN wie, że projekt de facto nigdy się nie rozpoczął i nikt nie planuje go rozwijać.

 

Nie wszyscy eksperci/recenzenci rozumieją procedury i np. w wersji skróconej, w której nie ma na to miejsca, oczekują pełnej bibliografii problemu i obcinają za jej brak cenne punkty albo arbitralnie uznają koszty kwerendy za zbyt wysokie, choć są wyliczane na podstawie stawek przyjętych w rozporządzeniu o delegacjach zagranicznych. Nieważne. Recenzentowi kwota wydała się zbyt wysoka i punkty odjął.

Takie przykłady można mnożyć. Opowiadają je sobie weterani grantowych potyczek przy kawie lub na forach dyskusyjnych (choćby tu: Doktorat – nauka – uczelnia”). Jednym z wyrazów wściekłości i bezsilności jest profil na FB Cytaty z wiekopomnych dzieł zanonimizowanych recenzentów NCN. Autor w październiku zapytał, czy znajdzie się dobry prawnik, który pro publico bono zajmie się patologiami NCN. Bez odzewu, jak rozumiem.

 

W innym miejscu dr hab. Marta Przyszychowska skarży się, że jej projekt z entuzjastycznymi recenzjami został odrzucony już na pierwszym etapie. Recenzje upublicznia. I co z tego, że komentujący naukowcy są zbulwersowani – nie ma opcji odwołania, co gorsza część sugeruje, że pewne tematy są ostatnio w NCN odrzucane z automatu…. Temat cenzury w nauce.

 

Nie mam jednak wątpliwości, że środowisko pogodziło się już z sytuacją i bulwersuje się coraz rzadziej. Część osób próbuje swoich sił podchodząc do rywalizacji, jak do totolotka, część odpuściła sobie rywalizacją kwestionując sens systemu grantowego.

 

Dystans do składania grantów podsycają dodatkowo wątpliwości proceduralne. Nasze najlepsze pomysły na badania są udostępniane nieznanemu nam gronu recenzentów, coraz częściej z zagranicy. Jaką mamy  gwarancję, że nasze projekty nie zostaną ocenione negatywnie tylko po to, aby te same badania zrealizować na własną rękę. O ukradzionych pomysłach krążą wśród sfrustrowanych badaczy opowieści niczym o potworze z Loch Ness. Nie umniejsza to realności problemu – pomysły na badania nie są chronione prawami autorskimi. Udostępniając nasze projekty badań nieznanemu gronu badaczy możemy liczyć wyłącznie na ich przyzwoitość. Czy to wystarczające zabezpieczenie? To osobny temat, który wymaga nie tylko debaty środowiska, ale i ekspertyzy prawnej.

 

Autor: Karolina Kochańczyk-Bonińska